W czasie zbiórki przeprowadzonej na portalu Siepomaga dla podopiecznego Marcina Walczak zebrano 6199,30 złotych.
Marcin niedługo skończy siedemnaście lat. Urodził się z przepukliną rdzeniowo-kręgową. Wszystkie możliwe konsekwencje choroby go nie ominęły. Pech chciał, że w przypadku Marcina wada znajdowała się w wysokim odcinku kręgosłupa. Spowodowało to nie tylko całkowity niedowład w nogach, ale też wpłynęło częściowo na czucie w rękach. W pierwszej dobie po porodzie zamknięto przepuklinę. Następnie wszczepiono w głowę chłopaka zastawkę mającą ratować mózg przed wodogłowiem (jest ono efektem operacji zamknięcia przepukliny). Ponieważ zabieg nie powiódł się, powtarzano go jeszcze kilkakrotnie.
Jeden skutek choroby ciągnął za sobą drugi. Padaczka lekooporna zaczęła dawać się we znaki w przypadku pojawiania się silniejszych emocji. Wzmagała się też w trakcie infekcji, a te nie ustawały. Deformacja klatki piersiowej postępowała. Jednak przez problemy z układem moczowym niewskazane było operować. Infekcje groziły zakażeniem w czasie operacji całego organizmu.
Ale Marcin rósł, schudł, przez co garb bardzo się uwydatnił. Do tego stopnia zdeformował ciało chłopaka, że ten nie mógł położyć się na plecach. Dodatkowo zaczął uciskać organy. Żołądek podchodzący do gardła – w przypadku Marcina to nie powiedzonko, a przykry skutek choroby. W końcu podjęto decyzje. Operacja odbędzie się. Trzeba jakoś żyć. Albo w jedną, albo w drugą… Życie pokazało, że niestety w drugą.
Operacja trwała ok. 6h. Z OIOM-u zaczęły docierać do mamy pierwsze informacje. Marcin się wybudził, oddycha samodzielnie, przysypia. Jednak 2 godziny później sytuacja zmieniła się diametralnie. Mamę niezwłoczne wezwano na OIOM. Marcin był już podpięty do respiratora. Nie dawano mu zbyt wielkich szans. Wielka rana na odcinku całego kręgosłupa – od szyi do kości ogonowej okazała się być dla Marcina zbyt wielkim obciążeniem. Przez kilka kolejnych dni sytuacja tylko się pogarszała. Pracy zaczęły odmawiać kolejne organy: wątroba, trzustka, nerki… Pewnego wieczoru ustała akcja serca. Zapewne klatka piersiowa obniżyła się, uciskając narządy wewnątrz i zaburzając prace płuc i serca. Nad Marcinem czuwał anioł stróż. Akurat dyżur miał ortopeda. Przeprowadzając bardzo długo resuscytację, uratował życie chłopaka. Ale życie Marcina nie wygląda już jak dawniej.
Jak się okazało, doszło do zawału pnia mózgu. Marcin jest przytomny (zamyka oczy, gdy śpi), ale bez kontaktu. Obecnie znajduje się w domu pod opieką najlepszego specjalisty – mamy. Czy zmiany w mózgu są odwracalne, tego nikt tak naprawdę nie wie. Największym marzeniem mamy jest zabranie go do kliniki Budzik, jednak aby można było to zrobić, musiałby być samodzielny oddechowo. Stale podpięty respirator zdradza, że niestety nie jest.
Mama opiekuje się swoim synem, jak potrafi najlepiej. Jednak potrzebuje pomocy i to nie tyle dodatkowych rąk (chociaż i te są nieocenione), a maszyn. Respirator to nie wszystko. Marcin bardzo potrzebuje koflatora, który zamiast niego odkaszlnie wydzielinę z płuc. Życie mamy tylko jedno. Pozwólmy Marcinowi przeżyć jego życie jak najlepiej.